23 stycznia 1945. To nie było wyzwolenie, tylko władze stalinowskie, które dla zysku i kariery, w więzieniach zabijały Polskę
Przez wiele lat mówiono o tzw. wyzwoleniu przez Armię Czerwoną Polski z okupacji niemieckiej. Do dnia dzisiejszego lewica i postkomuniści świętują różne „dni wyzwolenia” czy „dni zwycięstwa”. Prawda jest taka, iż Sowieci przegonili stąd narodowych socjalistów, lecz zainstalowali własne władze i mimo że wielu polityków przedwojennych zasiadało w Radzie Narodowej, to i tak najwięcej do powiedzenia mieli bezpieczniacy przywiezieni tu z przysłowiowej „Moskwy”.
Zawsze boli nas bardzo to co przychodzi ze wschodu
Nie ma znaczenia naprawdę pod jaką idzie banderą
Masz relacje rodzinne, wyzwolenie po wojnie.
Od czego nas wyzwalali? W jaki wspaniały sposób?
Przyszedł jeden sku****** w momencie gdy drugi odszedł
Czy chowani na łączce rozumieli tę wolność?
Piotr “Kękę” Siara
Państwo tworzone od 1944 roku nie było niestety niepodległe, a ściśle sterowane przez Moskwę, a sama władza nie została wybrana demokratycznie, nie pochodziła od Polaków, od suwerena, tylko została zainstalowana przez sowieckich komunistów. Jak powiedział Józef Stalin do kierownictwa Polskiej Partii Robotniczej w 1944 roku: „Gdyby nie było Armii Czerwonej – to przez tydzień was nie byłoby”. Czy potrzebujemy coś więcej? Jednak warto oddać głos także tow. Wiesławowi – Władysławowi Gomułce, który powiedział w maju 1945 roku bardzo podobnie: „Nie jesteśmy w stanie walki z reakcją przeprowadzać bez Armii Czerwonej”. Wśród prominentnych komunistów był np. Stefan Kilanowicz vel Grzegorz Korczyński, pogromca Żydów na taką skalę, że nawet w jego własnych szeregach robiło to duże wrażenie. W 1945 roku Korczyński postulował, aby na ziemiach polskich ponownie uruchomić krematoria i tam zagnać wszystkich antykomunistów (sic!). Ponadto w tamtym okresiedokonywał pacyfikacji wiosek na terenie Lubelszczyzny, uznanych tylko za współpracujące z niepodległościowąpartyzantką. Został wiceministrem bezpieki i generałem tego resortu.
Pisząc o tej tematyce jednocześnie spotykamy się z określeniem Żołnierze Wyklęci czy Niezłomni (pierwsza nazwa powszechniej używana). Byli to polscy konspiranci należący wcześniej do Armii Krajowej czy Narodowych Sił Zbrojnych, którzy już od 1943 roku na najdalszych kresach II Rzeczpospolitej po późniejsze Ziemie Odzyskane ścierali się z m.in. komunistyczną partyzantką aż do roku 1963, kiedy zginął ostatni z nich – Józef Franczak ps. Lalek, choć ostatnimi latami są odnajdywane historie żołnierzy, którzy ukrywali się jeszcze dłużej. Walczyli oni z Sowietami i polskimi kolaborantami, ponieważ byli wierni przysiędze danej Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Dla tych ludzi były tylko trzy wyjścia: zginąć z bronią w ręku, wyjść z lasu i czekać poprzez brutalne śledztwo na wyrok – więzienia lub śmierci, bądź ryzykowna i mało prawdopodobna ucieczka za granicę. W Śremie jest niestety mała wiedza na ten temat, ze względu też na małą liczbę organizacji (Wielkopolska to bardzo trudny teren do działań partyzanckich – mało lasów, gęstość zabudowań). Chociaż przyczyniła się też wcześniejsza propaganda komunistyczna. Jednak w naszym powiecie istniały różne organizacje niepodległościowe, jak Konspiracyjny Związek Harcerstwa Polskiego, poakowski oddział „Dzielnego” zaliczany do WSGO „Warta” czy „Wolność, Równość, Demokracja”.
„Wyzwolenie”
Reklama
Wojska sowieckie zdobyły Śrem z rąk Niemców 23 stycznia 1945 roku.
„Wszyscy cisnęli się, aby z bliska zobaczyć żołnierzy radzieckich, którzy przynieśli mieszkańcom Śremu tak bardzo upragniona wolność. Wręczano im kwiaty, podrzucano do góry, wiwatowano sto lat! Na domach zaraz po wkroczeniu żołnierzy Armii Radzieckiej, pojawiły się biało-czerwone i czerwone sztandary”
– wspominała Józefa Fenglerowa.
Ciekawe skąd mieli te czerwone sztandary, jak przed wojną komuniści w Śremie praktycznie nie istnieli? Na transformatorni przy ul. Nadbrzeżnej, pojawiła się radziecka flaga. Krasnoarmiejcy pokazali kto będzie rządził. Dopiero po pół godzinie Polacy pognali wywiesić polskie barwy. Od razu rozpoczęto tworzenie, pod okiem sojusznika ze wschodu, struktur komunistycznych. Pierwszymi organizatorami władzy i organów Milicji Obywatelskiej byli m. in.: Chwalisław Wojtkiewicz, Franciszek Jezierski, Ludwik Górniak, Karol Stachowiak, Bronisław Ciesiołka i wielu, wielu innych, których zadaniem było zabezpieczenie przed kradzieżą magazynów z bronią, odzieżą i żywnością pozostawionych przez uciekających Niemców. Na czele Milicji Obywatelskiej w powiecie stał Chwalisław Wojtkiewicz, a w Śremie Franciszek Ławicki. Co ciekawe, wśród tej grupy byli przedwojenni działacze endeccy, którzy zapewne szybko weszli do służb tworzącego się państwa, by uniknąć represji. Obowiązki pierwszego burmistrza miasta powierzono — Józefowi Idaszewskiemu. Kilka dni później do Śremu przybył mjr Konstanty Głęboczko, który rozpoczął budowanie struktur Komendantury Wojskowej, która oprócz walki z pozostałościami oddziałów Wehrmachtu czy pospolitymi bandytami, rozprawiał się z podziemiem. W pierwszych miesiącach 1945 roku MO rozbrajało cały powiat z broni palnej, co zapewne miało na celu utrudnić jakikolwiek opór zbrojny przeciwko władzy „ludowej”. W połowie roku z inicjatywy Rady Narodowej i Komendantury Wojskowej przy pomocy UB z Poznania Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, którego pierwszym komendantem został por. Marceli Umiński. Głównym celem tej instytucji od samego początku była jak i w całym kraju likwidacja wszystkich organizacji sprzeciwiających się nowemu ustrojowi. Jego zastępcami był Jan Doba i Stanisław Groniecki. W tym momencie chciałbym opisać działalność tej trójki, a także przedstawić ich sylwetki.
O Teichu i Dobie wiele mówi zbrodnia, która dokonała się na przełomie zimy i wiosny 1945 roku w Lesie Zbrudzewskim.Niestety problem jest taki, że nie ma jednak żadnych fizycznych dowodów dokonania tego mordu. Dokumenty zniknęły, tylko jakie? Zamordowanym oprócz postawienia zarzutów kolaboracji z Niemcami, nie wszczęto procesu, a tym bardziej nie było wyroku. jeden ze świadków w sprawie, pracownik więzienia od 30 stycznia 1945 roku zeznał: „Wczesną wiosną 1945 r. z polecenia UB z więzienia wyprowadzono kilkunastu więźniów i zabrano ich bez jakiegokolwiek pokwitowania”. To tylko pokazuje, iż był to spontaniczny „wybryk” bezpieczniaków, podczas częstych libacji alkoholowych tego towarzystwa. Nie zachował się żaden dokument ze śledztw, mogący sugerować, że oprócz papierów na miejscu zbrodni, ktoś szukał szczątków rozstrzelanych. Być może zresztą, to także niewiele by dało, ponieważ zwłoki po okolicznych polach rozniosły psy i lisy. Członkowie UB, mimo, że wzięli ze sobą łopaty nie zadali sobie trudu pogrzebania ofiar, gdyż ponoć ziemia była zmarznięta i było to niemożliwe, ponadto trzeba pamiętać o upojeniu alkoholowe morderców.Wnuki śremianina, który miał zginąć w Zbrudzewie, opowiadają, że trudno było rozmawiać z babcią o losach jej męża. Na jakiekolwiek pytania reagowała płaczem. Jeden z mężczyzn relację przekazywał tylko za pośrednictwem osób trzecich, ostrzegając przed zgłębianiem tematu. Byli też tacy, którzy znając sprawę lekceważąco machali ręką, dodając na koniec swoich wyjaśnień: „przecież to byli volksdeutsche”. Jeden ze świadków mordu śremskich ubowców uzasadniał zachowanie Marcela Umińskiego, na którego rozkaz miano wywieźć i rozstrzelać 11. lub 12. osób: „Emocje go poniosły i to zrobił. On był przecież pijany. Nałapali Niemców ile się dało i po prostu tych z jednej celi kazał wywieźć i rozstrzelać. On był Żydem. Jemu prawdopodobnie Niemcy całą rodzinę wyrżnęli, więc on w odwecie zabił tamtą grupkę…”. A jak było naprawdę? Sam Teich był policjantem w gettcie żydowskim w Przemyślu i współpracował z Gestapo. Dzięki polskiej rodzinie, którą odznaczył Krzyżami Komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski prezydent RP Lech Kaczyński, został uratowany przez wyjazdem do obozu zagłady. Rodzina Banasiewiczów (Franciszek z żoną Magdaleną, córką Marią i synem Tadeuszem) mieszkała w czasie okupacji niemieckiej w Orzechowcach niedaleko Przemyśla. W latach 1942–1944 ukrywali w przygotowanym w zabudowaniach gospodarczych schronie piętnaścioro Żydów z przemyskiego getta, w tym Teicha. Inny świadek wydarzeń podawał w 2007 roku Tygodnikowi Śremskiemu: „Zadzwoniłem, żebyście wiedzieli dokładnie kto to był – wyjaśnił. Jego podparta dokumentami IPN i Interpolu wersja wydarzeń przeczyła tezie zemsty Marcela Umińskiego za zabicie rodziny. Wobec szefa śremskiego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa i ośmiu innych jego członków od początku lat 90-tych toczyło się postępowanie prowadzone najpierw przez Okręgową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, a następnie przez Główna komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Dziewięciu funkcjonariuszy znęcało się nad więźniami w Śremie. Jeden z dziennikarzy, który zajmował się sprawą na początku lat 90-tych wspominał, jak po doniesieniu złożonym przez redakcję odwiedził go elegancki starszy pan, który przyjechał najprawdopodobniej z Poznania i grzecznie sugerował, żeby już nie rozgrzebywał starych spraw. „W dniu 25 kwietnia 2001 r. (…) w Instytucie Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu, odbyła się konferencja w sprawie ujawnienia miejsc grzebania ofiar zbrodni aparatu bezpieczeństwa w latach 1944 – 1956.” W czasie spotkania, kilka lat po umorzeniu śledztwa upubliczniono listę miejsc, w których przedstawiciele służb bezpieczeństwa ukrywali swoje ofiary. Wtedy na liście znalazło się 190 miejsc w całej Polsce. Wśród nich jest właśnie Las Zbrudzewski. Czy kiedyś dowiemy się prawdy? Chyba nie – Teich zmarł w 2004 roku w Izraelu, ponieważ to państwo, które okupuje Palestynę nie wydaje swoich obywateli, nawet jakby byli największymi zbrodniarzami… A o Janie Dobie napiszę później. Marceli Teich potrafił także podczas swojego urzędowania, zawezwać do ratusza, gdzie mieściło się PUBP w Śremie, Naczelnika OSP – Stanisława Skotarczaka, wracającego z akcji pożarniczej i go skatować oraz wyrzucić z gmachu budynku, a potem reszta strażaków go opatrywała. Po latach wspominała te wydarzenia jego synowa.
Spójrzmy na ppor. Jana Dobę, który jest uznawany za jednego z najbrutalniejszych stalinowskich śledczych w Wielkopolsce. Prześladowani przez niego grozili mu śmiercią. Bardzo ciekawe sprawy w jego życiorysie zaczynają się w roku 1950. Do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Śremie przychodzi list adresowany do niego. To wtedy jeden z najbardziej brutalnych śledczych w referacie zajmującym się podziemnymi „bandami”. Ma 29 lat i spore doświadczenie, bo pracuje w bezpiece od początku jej istnienia. W kopercie, na której nie podano nadawcy, jest kartka z jednym zdaniem: „Jeśli nie przestaniesz znęcać się nad tymi chłopakami to zginiesz marnie jak pies”. Doba prowadzi wtedy sprawę organizacji o nazwie Mobilizacyjny Ośrodek Armii Krajowej, która działała w rejonie Śremu. Kilku jej członków zostało niedawno aresztowanych. Ubek każdego z nich już przesłuchał, ale po otrzymaniu anonimu z pogróżkami poleca, żeby ponownie wezwać ich z cel. Przyprowadzani są pojedynczo. Pokazuje list i pyta, kto go napisał. A potem, jak na poprzednich przesłuchaniach, dotkliwie bije. Pięściami, a gdy przewracają się od jego ciosów – kopie. Trzy lata później Doba nie musiał już męczyć się torturowaniem. Otrzymał Brązowy Krzyż Zasługi, awansowano go na podoficera i powierzono wyższe stanowisko w UB w Pile, a potem wysłano do Legionowa na kurs dla oficerów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Skończył go z kiepskim wynikiem, ale zapewnił mu on awans na podporucznika, zatrudnienie w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu, wyższe uposażenie i spokojną pracę. Został kierownikiem ochrony gazowni, która znajdowała się pod kuratelą Urzędu Bezpieczeństwa. 10 listopada 1953 roku 32-letni Jan Doba miał za sobą już 7 lat pracy w bezpiece. Skończył służbę o godz. 21 i mimo późnej pory, wybrał się na do restauracji „Swojska”. Nie zdejmując płaszcza, usiadł w pobliżu wejścia i zamówił kufel piwa oraz „setkę” wódki. Dochodziła godz. 22. W tym samym lokalu tego samego wieczoru spędzał czas starszy sierżant Wacław Pleskot. Na co dzień pełnił funkcję podoficera gospodarczego w jednostce nr 1526. Był w mundurze, ale nie miał przypiętej do pasa kabury. Zostawił ją w mieszkaniu, lecz wyciągnął z niej służbowy pistolet TT i zabrał ze sobą. Włożył go do kieszeni płaszcza. Gdy Doba delektował się alkoholem, Pleskot z jednym ze znajomych siedział przy bufecie. W pewnym momencie ubek podszedł do żołnierza i poklepał go po plecach. Odeszli na chwilę na bok. Potem Doba wrócił do swojego stolika, a żołnierz do mężczyzny przy bufecie. Niedługo potem wojskowy wrócił do znajomych w drugiej sali „Swojskiej”. Ubrali się i ruszyli w kierunku wyjścia z restauracji. Przechodząc koło funkcjonariusza UB, żołnierz nagle wyciągnął pistolet i krzycząc „masz ty s… synu” trzykrotnie do niego strzelił. Następnie wycelował broń w siebie i oddal kolejne dwa strzały. Przeżył, lecz „Bestia ze Śremu” już nie.
Bardzo ciekawą osobę przysłano do Śremu ze wschodu Polski. Albowiem zastępca Umińskiego w UB, Gen. Stanisław Groniecki, w okresie II wojny światowej walczył w oddziale partyzanckim Armii Ludowej Zygmunta Bieszczanina, ps. Adam, w okresie tak zwanej „Republiki Pińczowskiej”. Należałoby wytłumaczyć czym trudniły się formacje komunistyczne w tamtym czasie. Do ich „zasług” należą ataki na osoby cywilne, najczęściej współpracujących z niepodległościowym podziemiem, gwałty na kobietach, kradzieże np. majtek, kalesonów. Zmuszali kobiety do prania sobie ubrań także. Po zainstalowaniu przez PKWN i Sowietów struktur komunistycznych na wschodzie Polski, został funkcjonariuszem plutonu ochrony w WUBP w Rzeszowie w latach 1944–1945. Następnie przeniesiono go naszego miasta i tutaj piastował funkcje funkcjonariusza grupy operacyjnej, referenta, st. referenta, zastępcy szefa PUBP w Śremie(1945–1948). W ciągu 4 lat w Śremie zrobił wielki skok wzwyż w karierze. Czyżby to on tak często znęcał się nad więźniami aresztu? Następnie został zastępcą szefa i szefem PUBP w Strzelcach w latach 1948–1949, naczelnikiem w WUBP w Poznaniu (1949–1950), w WUBP w Bydgoszczy (1950–1951), st. Referentem oraz kierownikiem sekcji Departamentu III i VII MBP (1951–1955), zastępcą naczelnika wydziału w Departamencie I, wywiadu KDsBP (1955–1956), zastępcą naczelnika i naczelnikiem wydziału w Departamencie I, zastępcą dyrektora Departamentu II, kontrwywiadu oraz zastępcą szefa Służby Wywiadu i Kontrwywiadu MSW (1956–1990). Ponadto był pracownikiemrezydentury w NRD pod ps. Jesion w latach 1956–1958 i również p.o. jej kier. (1956-1957). Piastował funkcję rezydentana placówce w Wiedniu, oficjalnie jako attaché Poselstwa PRL (1958-); pracownik rezydentury w Kolonii ps. „Zenon”, oficjalnie jako zastępca szefa Polskiego Przedstawicielstwa Handlowego w Kolonii w latach 1967–1971. W 1973 rokudelegowano go służbowo do Czechosłowacji.W 1975 minister spraw wewnętrznych powierzył mu obowiązki zastępcy pełnomocnika ministra spraw wewnętrznych, do spraw organizacji jednostek MO i SB województwa gdańskiego. W okresie od 1 listopada 1977 do 30 listopada 1980 był kierownikiem Grupy Operacyjnej „Wisła” w Moskwie, przebywając na etacie niejawnym zastępcy dyrektora Departamentu II MSW, pod „przykryciem” zajmowania stanowiska radcy Ambasady PRL w Moskwie. W 1977 oraz 1985 został delegowany do ZSRR, a w 1984 do egzotycznej Nikaragui.
Partyjniacy
W początkach maja przyjechał do Śremu z Krakowa Stefan Szczęsny działacz partyjny i młodszy brat Marcelego. Ostatnio pracował w Katowicach, w Wojewódzkim Urzędzie Informacji i Propagandy. Wraz z jego przybyciem ożywiła się działalność Komendy Powiatowej Polskiej Partii Robotniczej – tutejszej agentury sowieckiej. Wniósł on wiele nowego do form działania śremskiej organizacji partyjnej. Często jeździł do Warszawy, gdzie styka! się z poważnymi działaczami politycznymi i docierał do szczebla centralnego PPR. Szczęsny od lipca 1945 r. został II Sekretarzem KP PPR, ale wkrótce przeszedł do pracy w KW PPR w Poznaniu. W czerwcu 1945 r. nastąpiły zmiany w składzie władz miasta, wobec nie zatwierdzenia przez wojewodę wyboru na burmistrza Antoniego Maćkowiaka. W związku z tym na to stanowisko powołano Marcelego Szczęsnego, a na wiceburmistrza Tadeusza Wojciechowskiego — Sekretarza PK PPS.
W grudniu 1945 r. miał się odbyć I Zjazd PPR w Warszawie. Już we wrześniu zostały przeprowadzone we wszystkich podstawowych organizacjach partyjnych w powiecie zebrania przedwyborcze, na których wybierano delegatów na Konferencję Powiatową PPR. Przedzjazdowa Konferencja Powiatowa odbyła się 16 września 1945 r. Brało w niej udział 50 delegatów. W konferencji uczestniczyli dwaj przedstawiciele KW PPR z Poznania: Jan Szerbat i Zbigniew Rossman. Na Konferencji tej wybrano następujących delegatów, którzy mieli reprezentować śremską organizację partyjną na I Zjeździe PPR: Stefan Szczęsny, Antoni Reich, Jan Szerbat, Zbigniew Rossman, Józef Rogacki, Piotr Nazarko. Teraz przedstawię typowy dla komunistów opis wydarzeń, który obecnie wydaje się komiczny:
„Delegaci w dniu odjazdu do Warszawy byli serdecznie żegnani przez współtowarzyszy i mieszkańców Śremu. Pożegnanie miało miejsce na tzw. „pierwszym moście” przy wyjeździe w kierunku Poznania. W Kórniku delegaci za trzymali się na krótkim postoju: były przemówienia delegatów i przedstawicieli Komitetu Miejskiego i Gminnego w Kórniku. Powracającą delegację Ziemi Śremskiej witali na dworcu kolejowym przedstawiciele władz politycznych i społeczeństwo miasta. W ciągu najbliższych dni organizowano spotkania delegatów z aktywem powiatowym oraz w większych organizacjach partyjnych. W czasie spotkań delegaci omawiali swoje wrażenia oraz zapoznali bez pośrednio z fragmentami dyskusji i Uchwałami I Zjazdu PPR”.
Należy jeszcze wrócić do połowy 1945 r., kiedy zaobserwowano w kraju pierwsze zjawiska licznych żądań reprywatyzacyjnych ze strony byłych właścicieli większych zakładów przemysłowych. Również w powiecie śremskim uporczywe starania o odzyskanie swych utraconych zakładów podejmowali byli właściciele. Najwięcej zabiegów czynili byli właściciele młynów. Oczywiście szybko stali się oni „wrogami ludu”.
„Niemal wszyscy dawni posiadacze szerzyli wśród społeczeństwa pogłoski o nietrwałości dokonywanych zmian i przeobrażeń w stosunkach własnościowych. Niewiele to wpłynęło na zahamowanie procesu rewolucyjnych zmian w tej dziedzinie. Żadna więc fabryka, o kluczowym znaczeniu w Wielkopolsce, jak również w powiecie śremskim nie została zwrócona dawnemu właścicielowi, o czym w dużej mierze zadecydowały załogi robotnicze zakładów zagrożonych reprywatyzacją. Uniemożliwienie byłym właścicielom prób przywracania dawnych stosunków produkcyjnych było jednym z głównych nurtów walki klasowej w kraju. Zjawisko to widoczne było także na Ziemi Śremskiej. Dlatego też uchwalone dekrety Krajowej Rady Narodowej były aktem o wielkiej doniosłości politycznej, aktem prawnym, który w te renie pomógł władzom administracyjnym w rozwiązywaniu trudnych spraw w tej dziedzinie. Z punktów widzenia interesów narodu i państwa taki kierunek zmian był jak najbardziej słuszny. Należy sobie uprzytomnić, że historyczny dekret o reformie rolnej z 6 września 1944 r. był początkiem największych reform socjalnych i społeczno-gospodarczych w dziejach Polski, że łącznie z ustawą o nacjonalizacji przemysłu, tworzą w naszym ustroju trwałą podstawę o rozwoju naszej gospodarki. Decyzje te były atakowane ze wszystkich stron przez rodzimą i obcą reakcję. Wrogowie naszego ustroju zwalczali powyższe ustawy, zdawali sobie jasno sprawę, że gdy lud polski uprzytomni sobie rolę rządu w dziele od budowy kraju, to nie pójdzie na lep obcych haseł w wal ce z obecnym systemem ustrojowym. Należy tu zwrócić uwagę i na fakt, że łącznie z ustawą o unarodowieniu podstawowych gałęzi przemysłu, wyszła ustawa o popieraniu prywatnej inicjatywy w przemyśle i handlu. Oznaczało to, że gospodarka prywatna jest i będzie istotną częścią ogólnego gospodarczego planu Polski. Dało to odpowiedź naszym przeciwnikom, którzy rozpuszczali wieści o całkowitym upaństwowieniu gospodarki, o kołchozach, o wyłączeniu inicjatywy prywatnej z obrębu ekonomicznego rozwoju kraju”.
Była to zakłamana propaganda, ponieważ w Śremie m.in. Łożyńscy i Szczepscy po wojnie bardzo szybko stracili swoje majątki na rzecz skarbu państwa w ramach powszechnej nacjonalizacji i gospodarka prywatna była wręcz niemożliwa. Warto też zauważyć informację o kołchozach. Po wypędzeniu niemieckiego okupanta piekło obozów koncentracyjnych i pracy przymusowej wcale się nie skończyło. Dawne miejsca zagłady i wyzysku, takie jak Majdanek czy Auschwitz-Birkenau zaczęły funkcjonować na nowo już w ostatnich miesiącach wojny. Natomiast w latach 1945-1950 na ziemiach polskich funkcjonowało już 206 obozów. Wkraczające wojska sowieckie gładko przejęły infrastrukturę wykorzystywaną przez nazistów i razem z UB doprowadziły do śmierci ok. 25 000 więźniów. Nawet utworzono specjalną komórkę w MBP – Wydział Więziennictwa i Obozów w Resorcie Bezpieczeństwa Publicznego, który zarządzał „polskimi” gułagami.Najbardziej znanymi obozami pracy były: Jaworzno i Świętochłowice. Do tych obozów trafiali także śremianie, a znany piłkarz i działacz narodowy za zgaszenie papierosa na portrecie Stalina trafiłby tam, gdyby nie amnestia.
Żołnierze Wyklęci
Jak wyglądał opór przeciwko komunistom w Śremie oraz w terenie? Przejdźmy najpierw do organizacji „Wolność i Niezawisłość”, następnie współpracujących z nią młodych harcerzy z KZHP, poprzez Oddział Dzielnego, lecz tylko do działalności na terenie powiatu śremskiego i zakończywszy na dolskiej grupie „Wolność, Równość, Demokracja”.
Komórka antykomunistycznej organizacji konspiracyjnej Wolność i Niezawisłość istniała w Śremie i była kontynuacją powstałej w czerwcu organizacji Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Operacyjnej, Warta”. Tworzyli ja Aleksandra Domalska, Antoni Dzieciuchowicz, Maria Borowiak oraz Halina Makowiecka. Aukcje kierowniczą miał były drogerzysta Dzieciuchowicz. Kolportowali „Basztę” oraz „Głos Polaka” będący organem prasowym poznańskiego WiN również wsród działającej na terenie Śremu organizacji młodzieżowej „Konspiracyjny Związek Harcerstwa Polskiego”. Pozostawali w kontakcie z jej członkiem – Tadeuszem Sikorą. Została w 1946 roku zlikwidowana przez Milicję Obywatelską w Śremie. Już 30 listopada 1945 roku Domalska została aresztowana przez śremski Urząd Bezpieczeństwa za przynależność do polskiego podziemia niepodległościowego (WiN) i działalność przeciwko władzy „ludowej”. Za ściganie i przesłuchania naszej bohaterki był odpowiedzialny sam żydowski szef PUBP w Śremie – Marceli Teich (Umiński) ps. Groźny Marcel. Wyrokiem Wojskowego Sądu Okręgu w Poznaniu, z 15 maja 1946 roku, została na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Ponadto Domalska, Dzieciuchowicz i Makowiecka zostali pozbawieni praw publicznych.
Według narracji komunistycznej już w okresie poprzedzającym referendum ludowe (do czerwca 1946 r.) powiat śremski został w zasadzie oczyszczony z oddziałów reakcyjnego podziemia. Do opanowania sytuacji przyczyniły się powstałej w powiecie w lutym 1946 r. przeszło trzystuosobowe Ochotnicze Rezerwy MO, w tym z samego Śremu około 100 osób. Jednak młodzi antykomuniści z Liceum Ogólnokształcącego na Poznańskiej działali trochę dłużej.
Zastępczą nazwą Konspiracyjnego Związku Harcerstwa Polskiego, tak nazywała się ich organizacja, była Polska Straż Przednia. Organizacja swoją Komendę miała w Krakowie, a zaczęła swoja działalność jeszcze za okupacji niemieckiej. W Śremie twórcą organizacji, z inspiracji swoich kompanów z Tarnowa, był Kazimierz Kędziora (wywieziony ze Śremu do Generalnego Gubernatorstwa i 1944 roku wstąpił Harcerstwa), który przyjął pseudonim „Alaska Jim”, a stało się to w październiku 1945 roku i początkowo liczyła dziesięciu członków. Na czele KZHP, który stanowił drużynę, stał drużynowy mianowany przez krakowską komendę KZHP – Tadeusz Sikora o pseudonimie „Skrzętny Chomik”. Funkcyjnymi w organizacji byli między innymi: Kazimierz Kędziora – zastępowy oraz Zenon Kamieński ps. „Groźny Basza” i Arkadiusz Pioch ps. „Dziki Ryś”, którzy byli sekcyjnymi.
Idea
Zadaniami KZHP było wychowywanie młodzieży w duchu katolickim i narodowym, a także przygotowywanie harcerzy do walki zbrojnej z okupantem (gromadzono broń palną i organizowano ćwiczenia wojskowe). Motywacją wstąpienia do organizacji była chęć przyczynienia się do zmiany ustroju oraz poczucie patriotyzmu. Te wszystkie wartości mieściły się w tekście przysięgi KZHP:
„Przyjmuję Cię w szeregi drużyn młodzieży walczącej w myśl hasła: ”Bóg i Ojczyzna” o bezwzględną wolność, całość i niezależność ojczyzny. Obowiązkiem Twoim jest pracować ściśle według rozkazów dowództwa, tajemnicy przestrzegać. Polska cała, wolna i niezależna będzie Twą nagrodą, zdrada będzie karana śmiercią”.
Zbigniew Barełkowski ps. Dziki Jeleń – 14 lat, czuł, że robi coś dobrego dla Śremu. Myślał, że tym działaniem podeprze mieszkańców w tym, że walka nie została skończona. Przestrzegali razem przed druga okupacją Polski. Uważali, iż komunizm jest zagrożeniem dla cywilizacji chrześcijańskiej. Większość członków grupy było uczniami Liceum Ogólnokształcącego w Śremie. Nauczyciele przekazywali wiedzę historyczną uczniom bez propagandy komunistycznej.
Organizacja
Ciekawa jest natomiast struktura organizacyjna KZHP, która wyglądała tak, że członkowie stanowili drużynę dzielącą się na dwa zastępy, a zastęp na dwie sekcje po 5 osób. Drużynowy kontaktował się osobiście tylko z zastępowymi czy sekcyjnymi. Konspiracja była tak głęboka, iż Franciszek Konieczny ps. Wytrych grając z Tadeuszem Talarczykiem ps. Żbik z Białowieży w piłkę przez płot nie wiedzieli, że byli w jednej organizacji, a u Barełkowskiego rodzina dowiedziała się o jego działalności dopiero w czasie stanu wojennego.
Działalność
Młodzi harcerze zajmowali się głównie akcjami propagandowymi, czyli na przykład w czasie przed referendum czerwcowym (30.06.1946 r.) roznosili ulotki nawołujące do głosowania po linii PSL. Także rozklejali plakaty z napisami: „Precz z Bierutem!”, „Niech żyje Anders!” czy „Pamiętamy Katyń”. Kolega o nazwisku Banaszak przynosił ulotki Barełkowskiemu. Ponadto zamazywali czarną farbą afisze i hasła, zdzierali ulotki agitujące na rzecz Bloku Demokratycznego. Trudzili się także zdzieraniem plakatów propagandowych nowej władzy. By łatwiej było je zedrzeć, robili to chwilę po przymocowaniu, kiedy były jeszcze mokre. Mieszkańcy Śremu działalność harcerzy przyjmowali bardzo pozytywnie i zaczepiali ich po mszach świętych czy lekcjach szkolnych dziękując za trud działalności.
Przed rozbiciem przez UB organizacja niestety nie zdołała zgromadzić broni ani zdobyć innego sprzętu. Ciekawe jest to, że organizacja wyposażona była w tablicę szyfrową do kontaktu z dowództwem w Krakowie, ale nigdy jednak z niej nie skorzystano. Kontakt był utrzymywany bezpośrednio między drużynowym Tadeuszem Sikorą, a kierownictwem komendy w Krakowie. Porozumiewano się też z komendami w Opolu czy Nowej Soli (jej twórcą był Marian Banaszak, który przeprowadził się tam ze Śremu).
Rozbicie i proces
Do rozbicia organizacji doszło przez przypadek. Trzeba zaznaczyć, że UB w Śremie nie wiedział o niej nic właśnie do tego momentu. 9 sierpnia 1946 roku PUBP w Kożuchowie w zupełnie innej sprawie zatrzymało w mieszkaniu Mariana Banaszaka – niego i Kazimierza Kędziorę – założyciela śremskiej organizacji, ucznia gimnazjum w Śremie, który brał udział w likwidacji członka Urzędu Bezpieczeństwa 1946 roku w Kożuchowie w Lubuskiem. W toku przesłuchania, 13 sierpnia, przyznał się do przynależność do KZHP. Po tej wiadomości rozpoczęły się masowe aresztowania członków młodych niepodległościowców:
- 14 VIII – Edward Sikora [brat Tadeusza], Arkadiusz Pioch, Edward Leszczyński, Mirosław Kozik,
- 15 VIII – Tadeusz Sikora [aresztowany w Opolu],
- 16/17 VIII – Tadeusz Bartkiewicz, Jerzy Chudziński, Zbigniew Graefling, Ryszard Huss, Tadeusz Klaczyński, Zenon Kamieński, Wacław Labijak, Zbigniew Ruta, Tadeusz Talarczyk, Zenon Zawadzki,
- 21 VIII – Henryk Kamiński, Marian Nagengast.
We wrześniu zostali zatrzymani: Jerzy Guzik, Edmund Owczarczak, Jerzy Kuśnierewicz i Zbigniew Barełkowski.
W okresie od listopada 1946 do marca 1947 roku przetrzymywano w więzieniu karno-śledczym III klasy dla mężczyzn i kobiet śremskiego, pod zarządem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego chłopaków zrzeszonych w Konspiracyjnym Związku Harcerstwa Polskiego, których oskarżono o przynależność do tajnej organizacji mającej na celu obalenie panującego wówczas ustroju. Byli brutalnie przesłuchiwani przez Marcelego Umińskiego (właściwie Teich) – żydowskiego oprawcy, który w trakcie wojny był policjantem w gettcie, alkoholika Jana Dobę oraz przyszłego agenta MSW w np. Nikaragui (pochowany został na Wólce Węglowej). Oboje ponadto są zamieszani w zamordowanie kilkunasto osób pochodzenia niemieckiego w Zbrudzewie. Dr Tadeusz Talarczyk wspominał: „Śledztwo prowadzone było w brutalny sposób. Bito pięściami i bykowcem, zmuszano do siedzenia na nodze odwróconego taboretu, grożono pistoletem i stosowano inne znane ubowskie metody”. W końcu października przygotowano akty oskarżenia i zaczęto wszystkich członków KZHP wzywać aby je podpisać. Ktoś wpadł na pomysł [chłopcy mogli dość łatwo porozumiewać się, ponieważ drzwi do cel były nieszczelne], aby aktu oskarżenia nie podpisywać, ponieważ KZHP jest tam określony jako tajna organizacja mająca na celu obalenie siłą ustroju Polski Ludowej. Takie oskarżenie mogło spowodować wysokie wyroki. Jako linię obrony przyjęli, że KZHP traktowali jako organizację wychowawczą, opartą na tych samych zasadach co przedwojenny ZHP, a do zmiany ustroju chcieliśmy doprowadzić jedynie na drodze ewolucji. Odmowa podpisania aktu oskarżenia spowodowała wściekłość ubowców. Tadeusz Talarczyk cierpiał więcej od kolegów: „Gdy i ja, jako któryś z kolei, aktu nie podpisałem, odesłali mnie do ciemnicy. Było to ciasne pomieszczenie bez okien i z wilgotną, betonową podłogą. Usytuowanie pod schodami powodowało, że jedynie w niektórych miejscach można było stanąć wyprostowanym. W półmroku [światło padało tylko przez nieszczelne drzwi] znalazłem jedyne „wyposażenie” tego lokalu: dwie krótkie, lecz cenne deseczki. Gdy się zmęczyłem staniem miałem na czym usiąść. Żadnego koca oczywiście nie otrzymałem. W tych warunkach spędziłem chyba dwa dni”. 21 stycznia 1947 roku Talarczyk i Barełkowski skazani przez wojskowy sąd rejonowy w Poznaniu orzekający w Śremie (zabudowania na ulicy Poznańskiej naprzeciwko Liceum) o zamiar obalenia przemocą ustroju państwa polskiego. Na sali rozpraw licznie pojawili się mieszkańcy Śremu wspierając młodych harcerzy. Czternastoletni Barełkowski ze wzruszeniem wspomina jak starszyzna kłaniała mu się z wdzięcznością.
Oddział „Dzielnego”
Największą i najbardziej znaczącą organizacją zbrojna powiatu śremskiego był Oddział „Dzielnego” pod dowództwem Giedymina Rogińskiego – dezertera z „Ludowego” Wojska Polskiego, pochodzącego z Kresów. Wraz ze współtowarzyszami broni uciekli do Wielkopolski i tutaj rozpoczęli swoją walkę późnego lata 1945 roku. Trzeba wspomnieć w tym miejscu o tajemniczym mjr Wilku z grupy dezerterów, który według zeznań „Dzielnego” rozkazał mu na tych terenach organizowanie podziemia do walki z komuną. Z nim później będzie się kontaktował w pobliżu gajówki w Błażejewie (pow. Śrem) czy lasach na pograniczy powiatów śremskiego i gostyńskiego. Dostawał od „Wilka” pieniądze, mapy i ważne informacje na temat aparatu bezpieczeństwa. Do pierwszej szóstki oddziału należał Bolesław Ratajski pochodzący ze Sroczewa (pow. śremski). Ich początkowe działania obejmowały głównie tereny ziemi dolskiej czy ksiąskiej, ponieważ ten teren jest pełen lasów oraz jezior, co pomagało w ukrywaniu się partyzantów. Jednak także trzeba odznaczyć pozytywny powód jakim było entuzjastyczne nastawienie mieszkańców do polskich żołnierzy takich miejscowości jak: Mchy, Trąbinek, Ostrowieczno, Mszczyczyn czy Sroczewo.
Początek działalności
W tym artykule zamierzam opisać tylko działania prowadzone na terenie naszego powiatu, gdyż taki jest główny zamysł tego tekstu. Wrzesień 1945 roku był bardzo aktywny dla oddziału, kiedy to przeprowadzili kilka akcji zaopatrzeniowych, w Mszczyczynie 10 i 14 września zaatakowali majątek państwowy wcześniej zabrany prywatnym właścicielom (polecam poczytać jak to wyglądało w praktyce) i zarekwirowali żywność, kilka dni później to samo uczynili we Mchach, a 14 września w Trąbinku. W przypadku drugiego razu w Mszczyczynie i Trąbinku zarekwirowano konie z siodłami – partyzanci poruszali się konno w początkach działalności. Po powrocie z akcji w ziemi gostyńskiej zaopatrzyli się w bryczkę 18 września w Nowieczku i w dwa konie ponownie w majątku Trąbinek. Na koniec, 25 września w Ostrowiecznie zdobyli konie oraz trochę pieniędzy.
Walka zbrojna z UBecją
Oczywiście oprócz zaopatrywania się niepodległościowcy także walczyli zbrojnie z władzą „ludową”. Już 12 września 15-osobowa grupa zaatakowała w Grochowie funkcjonariusza PUBP w Śremie Henryka Grzelkę. Dnia 13 października oddział Rogińskiego (już 20 osób) starł się z członkami UB w Ługach. W walce zginął śremski UB-owiec, Antoni Stelmaszyk, w funkcji wartownika. Mniej więcej w połowie listopada partyzanci dokonali kolejnej rekwizycji w miejscowości Lubiatowo. Mimo, że doszło do tego zdarzenia 18 listopada w Cichowie, czyli nie naszym powiecie, to wspomnę z uwagi na rangę tej sprawy. Pod dowództwem „Wichra” oddział zaatakował sanatorium dla milicjantów oraz Wojsk Wewnętrznych i antykomuniści zarekwirowali wszelką broń i umundurowanie odpoczywającym utrwalaczom władzy „ludowej”, zostawiając ich majtkach. Ta akcja zrobiła furorę w terenie. Od tego momentu właśnie tereny Krzywinia staną się główną bazą Oddziału „Dzielnego” ze względu na silną niechęć mieszkańców do ówczesnej władzy. Jednak to nie koniec działalności niezłomnych w powiecie śremskim. Już 22 listopada jednocześnie zaatakowali budynki Milicji Obywatelskiej oraz Urzędu Pocztowego w Dolsku. Milicjanci wydali cały magazyn Rogińskiemu, a w urzędzie zniszczono wszystkie urządzenia telefonicznie oraz według informacji UB miał zginąć naczelnik UP, lecz nie podano nawet jakichkolwiek danych osobowych, więc ciężko ustalić jak było naprawdę. Po Nowym Roku 10 stycznia 1946 roku w Gogolewie zastrzelono referenta gminnego PUBP w Śremie – Stefana Osmólskiego. Po doznanych ranach dowódca Giedymin Rogiński leczył się w Kadzyniu (pow. śremski). W nocy z 29 na 30 stycznia 1946 roku aresztowano we wsi Kaźmierka Nowa samego „Dzielnego”.
Pod rozkazem „Kościuszki”
Od tamtego momentu władzę w oddziale przejął Marian Rączka ps. Kościuszko – gostyniak, członek AK, działacz „Solidarności”. 20 czerwca podziemie stoczyło walkę z aparatem bezpieczeństwa w okolicach Wyrzeki. W dniach 24-27 lipca funkcjonariusze z MO i PUUB w Śremie brali udział w obławach na żołnierzach wyklętych Rączki. 14 września ubecy ze Śremu brali ponownie udział w walkach z niezłomnymi w miejscowości Stankowo (pow. gostyński). Śremscy funkcjonariusze walczyli z podziemiem do 1950 roku kiedy to zlikwidowano Armię Krajową „Zawisza”, która powstała z poprzednich oddziałów. Od stycznia 1946 roku natomiast nie znamy innej działalności na terenie powiatu śremskiego niż wcześniej wspomniane. Niektóre z pokazowych procesów żołnierzy „Dzielnego” prowadzonych przez Wojskowy Sąd Rejonowy odbywały się w Śremie. Trzeba wspomnieć, że w ich wyników na karę śmierci zostało skazanych 11 osób, a wszystkie wyroki wykonano, jak w Katyniu, strzałem w tył głowy.
Zbrojne podziemie wykonało w czasie swojego istnienia ok. 150 różnych akcji, których zdecydowana ilość była wymierzona w instytucje państwowe i działaczy Polskiej Partii Robotniczej. Oddziałowi nie można zarzucić żadnych działań, które budziłyby kontrowersje. Każdy z nich walczył z nowym okupantem Polski i nie ma jakichkolwiek dowodów, by któryś z nich dopuścił się jakiegoś czynu haniebnego. Wiele osób także pomagało oddziałowi, jak siostry z rodziny Bednarowiczów z Dolska, które skończyły na długie lata w więzieniu. Ukazuje to, że oddział miał poparcie „w terenie”.
Ostatni
W 1948 roku powstała w Dolsku organizacja antykomunistyczna pod nazwą „Wolność-Równość-Niepodległość”. Liczyła 6 osób, a jej zadaniem było gromadzenie broni i czynne występowanie przeciw władzy ludowej oraz działaczom PPR, PZPR i związków zawodowych. 14 grudnia 1949 r. w Małachowie zlikwidowali prezesa Gminnej Samopomocy w Dolsku Emiliana Semczyka. Po tej akcji czasowo zawiesili działalność. W roku 1955, w wyniku nieustannego śledztwa zostali wykryci. Konfiskacie uległo: 1 pistolet maszynowy, ok. 200 szt. amunicji, 2 granaty i 11 różnego typu karabinów.
Komunistyczna propaganda
Po latach komuniści w Głosie Śremskim pisali, że oddziały zbrojnego podziemia w Polsce liczyły w latach 1945-1946 około 22 tys. ludzi. Opisywali śremskie organizacje w taki sposób:
„Ogólne ożywienie sił reakcyjnych, trudności gospodarcze oraz walka polityczna stworzyły w Wielkopolsce dogodne warunki dla usytuowania się tu i uaktywnienia konspiracyjnych ośrodków spiskujących przeciw władzy ludowej. Należy zaznaczyć, że społeczeństwo wielkopolskie odnosiło się wrogo do wszelkich prób destrukcyjnych poczynań reakcji. W miarę jednak zaostrzania się ogólnej sytuacji w kraju, również i Wielkopolska stawała się widownią ruchliwej i groźnej działalności podziemia. Coraz częściej zdarzały się wypadki skrytobójczych mordów na działaczach demokratycznych, napady na gmachy państwowe. W wielu powiatach podziemne organizacje zbrojne szantażowały bezbronną ludność cywilną. W pow. kępińskim długo siała niepokój banda „Otta”, w gostyńskim „Dzielnego”, w kaliskim „Spaleniaka”, w konińskim groźne i zdecydowane na wszystko bandy: „Haragona” i „Błyskawicy”, w ostrowskim grasowała banda „Błyska”, w krotoszyńskim „Bora””.
Tak naprawdę jeszcze wielu rzeczy nie wiemy o latach powojennych w Śremie i całym powiecie. Dużo akt i innych dokumentów zostało zniszczonych, ukrytych po domach prywatnych lub wyjechały do Moskwy. Ponadto badacze naszego regionu za bardzo nie chcą poruszać tego tematu, chociaż już tyle lat minęło, a ofiary żyją, jak dr Tadeusz Talarczyk i można korzystać z jego wiedzy. Miejmy nadzieję, że uda się ustalić więcej faktów w przyszłości, a lista członków ZBOWiD, którą posiada Śremski Instytut Historii, w końcu zostanie ujawniona, z nazwiskami osób podpisanymi – „rp” – znaczy reakcyjne podziemie. Jest to jednoznaczne ze zwalczaniem sił antykomunistycznych – UB, MO, KBW itd.
Za filozofa idąc radą,
nareszcie sobie to uświadom,
że Wolność właśnie tkwi w przymusie
i z entuzjazmem poddaj mu się.
By mogła zapanować Równość,
trzeba wpierw wdeptać wszystkich w gówno;
by człowiek był człowieka bratem,
trzeba go wpierw przećwiczyć batem;
wszystko mu także się odbierze,
by mógł własnością gardzić szczerze.
Ubranko w paski, taczka, kilof
niezwykle życie ci umilą,
a gdy już znajdziesz się za drutem,
opuści troska cię i smutek
i radość w sercu twym zagości,
żeś do Królestwa wszedł Wolności,
gdzie wreszcie będziesz żył godziwie,
tyrając w twórczym kolektywie.
tekst – Janusz Szpotański