Miłość na osi… Historia Pauli i Marcina ze Śremu, którzy kochają 40 ton!

Kilka dni temu Paula i Marcin Roszak ze Śremu obchodzili drugą rocznicę ślubu. Są wyjątkową parą, bowiem łączy ich pasja do dużych pojazdów. Każde z nich jeździ ciężarówką. On po trasach międzynarodowych, ona po kraju. Marzą o tym, by stworzyć team na trasach międzynarodowych. Ale to jak dzieci podrosną…
Paulę Roszak poznałam, gdy z dumą opowiadała o swoim synu – kilkunastoletnim Olku, który marzy o tym, by zostać ratownikiem medycznym. O jego pasji pisaliśmy kilkukrotnie. Dziś przyszedł czas na to, by opowiedzieć inspirującą historię Pauli i jej męża Marcina.
Dominika Górna: Paula o tym, że jesteś kierowcą ciężarówki wspominałaś mi już wcześniej, ale niespodzianką jest dla mnie to, że dzielisz zawód i jednocześnie pasję ze swoim mężem. Jak to się zaczęło?
Paula Roszak: Poznaliśmy się z Marcinem w 2019 roku. Wówczas każde z nas tak naprawdę jeszcze żyło swoim życiem. Ja pracowałam na etacie w jednej z firm. Marcin był już kierowcą ciężarówki. Kiedy go poznałam, jeszcze wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę zostać kierowcą zawodowym tak jak mąż. To on tak naprawdę zaraził mnie tą swoją pasją. Kiedy w 2020 roku Marcin mi się oświadczył, planując ślub już wiedzieliśmy, że do ślubu pojedziemy ciężarówką. Było dokładnie tak, jak to sobie wymarzyliśmy. Było też kilka innych ciężarówek, które konwojowały nas pod USC oraz salę w Młodzikowie. Piękny widok!
DG: Ale jak to się stało, że zasiadłaś za kierownicą ciężarówki?
PR: Niestety zaraz po ślubie straciłam pracę, więc podjęliśmy decyzję, że również ja zrobię prawo jazdy na „dużego” i to była bardzo dobra decyzja. Szybko zdobyłam uprawnienia na kat C i w niedługim czasie kolejną kategorię C+E. Pomimo tego, że bardzo chciałam jeździć, bardzo martwiło mnie to czy znajdę prace jako tzw. „świeżak” i czy sobie poradzę, bo to nie jest to samo, co prowadzenie osobówki. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, uważać tak naprawdę na każdy ruch. Udało mi się znaleźć pracę u jednego ze śremskich przewoźników. Choć początki były bardzo trudne to moi szefowie byli i nadal są bardzo wyrozumiali. Spokojnie mogłam się wszystkiego nauczyć, wspierał mnie też mąż, dawał wskazówki i rady. Chociaż czasem pojawiały się łzy, w końcu zdobywałam coraz większe doświadczenie i było już tylko lepiej. Nie poddawałam się, przetarłam oczy, siadałam za kierownicę i do przodu. Z każdym dniem było coraz lepiej.
Reklama
Marcin Roszak: Jestem dumny z żony i cieszę się, że dzieli ze mną wspólną pasję. Razem pokonamy wszystkie przeszkody, nie tylko te na trasie. I jeszcze tysiące kilometrów miłości przed nami!
DG: Jeździcie razem czy każde z was pracuje osobno?
PR: W lutym tego roku udało nam się wyjechać z mężem w podwójnej obsadzie. Byliśmy we Francji w Lyonie oraz w Orange. Była to nie lada przygoda, ponieważ prowadzenie 40 tonowego kolosa po wąskich uliczkach Francji jest naprawdę dużym wyzwaniem. Aktualnie mąż jeździ na międzynarodówce, a ja po Polsce z codziennymi powrotami do domu. Jak dzieci będą pełnoletnie i każde pójdzie w swoją stronę, wtedy chcemy jeździć razem w podwójnej obsadzie na trasach międzynarodowych.
DG: Jak godzicie pracę kierowcy z życiem domowym?
Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w najnowszym papierowym wydaniu Tygodnia Ziemi Śremskiej (od 29 czerwca w kioskach) lub w e-wydaniu



