Zdali egzamin z solidarności
Grupa wolontariuszy zrzeszona na facebookowej grupie „Powiat Śremski.Pomoc dla Ukrainy” we wtorek, 1 marca wyruszyła w stronę granicy polsko-ukraińskiej. Pojechali do Medyki. Było to możliwe dzięki bezinteresownej pomocy prywatnych osób i firm, które pokryły koszty wynajęcia autobusu, paliwa, kierowcy i ciepłych posiłków podczas tej podróży.
Jak to się zaczęło?
W piątek, 25 lutego, gdy część śremian przecierała oczy ze zdumienia, śledząc w telewizji wydarzenia w Ukrainie, a druga część szykowała się do manifestacji – Żaneta Stępa oraz Agata Marcinkowska założyły grupę wsparcia na Facebooku – „Powiat Śremski.Pomoc dla Ukrainy”. Pierwszego dnia dołączyło do nich kilkadziesiąt osób. W dwa dni było już pół tysiąca, po tygodniu ponad 1,5 tys.
Weekend (25-27.02)
Grupa pierwotnie miała być platformą informacyjną, jednak szybko przerodziła się w pierwszy punkt wsparcia dla uchodźców, którzy docierają do ziemi śremskiej. W tym samym czasie Maciej Mansfeld, prywatnie – mieszkaniec gminy Śrem, a służbowo – dyrektor sprzedaży w Nijhof Wassink Sp. z o.o., która jest autoryzowanym agentem sprzedaży i serwisem Renault Trucks w Wielkopolsce i kujawsko-pomorskim, otrzymał od kolegów z centrali Renault Trucks Polska w Młochowie k/Warszawy pomysł zorganizowania transportu i ulokowania obywateli Ukrainy w centralnej Polsce. Obie firmy szybko podjęły decyzję i uruchomiły fundusze na zorganizowanie wyjazdu z pomocą humanitarną. Jedynym warunkiem uruchomienia tej pomocy było 100 proc. zapewnienie wszystkim przyjezdnym sprawdzonych i potwierdzonych miejsc noclegowych.
Pan Maciej w tym samym czasie odezwał się do burmistrza Śremu z ofertą pomocy w transporcie, jak i szukał organizacji pomagających uchodźcom. To wtedy trafił na grupę zarządzaną przez Żanetę i Agatę. Była to niedziela, 27 lutego. W tym samym czasie tj. w dwa dni dziewczynom udało się już pozyskać i sprawdzić około 70 miejsc noclegowych w powiecie śremskim dla osób, które uciekły z Ukrainy. To go przekonało, by wesprzeć dziewczyny w ich działaniach i wspólnie uruchomić tę pomoc.
Fundusze już były. Ciepły dach nad głową też. Potrzebny był jednak autobus, którym można by ewakuować ludzi z punktów recepcyjnych na granicy. – W poniedziałek zacząłem działać. To był dosłownie jeden telefon do Artura Strzelca, właściciela firmy Totem. Znamy się zawodowo od wielu od lat. Zapytałem czy użyczy nam pojazd na preferencyjnych warunkach wynajmu, przy uwzględnieniu minimalnych kosztów. Artur poprosił o 10 minut – wspomina Maciej Mansfeld.
Faktycznie dziesięć minut później było już wiadomo, że firma Totem użyczy swój największy autokar. Mógł pomieścić 60 osób. – Otrzymaliśmy też wsparcie w postaci kierowcy oraz jego koordynatora – dodaje p. Mansfeld. Z kolei Wodniacy Śrem i kilka prywatnych osób dołożyło jeszcze kolejne fundusze
Poniedziałek (28.02)
Wieczorem, w poniedziałek, 28 lutego w siedzibie firmy Totem odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyli: Żaneta Stępa, Agata Marcinkowska, Maciej Mansfeld, Artur Strzelec oraz Anna Dankowska (Totem). – Po kilku minutach decyzja była jedna – jutro rano jedziemy na granicę! – wspomina Artur Strzelec.
Konieczne było jeszcze załatwienie tłumacza. Najlepiej kobiety. Dlaczego? – wyjaśnienie tej kwestii można znaleźć w dalszej części artykułu. W tym przypadku również wystarczył jeden telefon – do Anastazji, 15-latki, uczennicy śremskiego LO. Za pisemną zgodą mamy dziewczyna pojechała na granicę.
fot. TotemWtorek (01.03) – wyjazd na granicę
Kilkanaście godzin później, we wtorek, 1 marca o godzinie 10.00 wyruszył autobus z pomocą humanitarną. Pojechali: Janusz – kierowca, Żaneta, Agata oraz Anastazja z koleżanką (również z Ukrainy). Uczestnictwo kobiet miało w tym przypadku ogromne znaczenie, bowiem w punktach recepcyjnych na granicy znajduje się wiele kobiet z dziećmi – nieufnych, z bagażem traumatycznych doświadczeń. Nie ufają mężczyznom, bowiem obawiają się, że mogą paść ofiarą sutenerów.
Podróż do Medyki trwała 10 godzin. Nad bezpieczeństwem czuwała Inspekcja Transportu Drogowego, która została poinformowana o akcji. Wolontariusze na granicę dotarli około godziny 20.00. Od razu skierowali się w stronę punktu recepcyjnego, który znajduje się w szkole. Koordynatorki: Żaneta i Agata, miały gotową listę osób chętnych na zamieszkanie w Śremie i okolicy. Na miejscu jednak okazało się, że część z tych osób skorzystała już z wcześniejszego transportu w głąb Polski.
Wolontariuszki odwiedziły kilka punktów recepcyjnych. Głównie skupiały się na tym, by pomóc kobietom z dziećmi. Te z kolei koczowały na pryczach lub na gołej ziemi. – Panował tam ogromny bałagan i chaos. Niestety niektóre osoby trzeba było długo przekonywać do opuszczenia koczowiska. I tutaj ogromną rolę odegrała Anastazja, nasza tłumaczka, która zdobyła zaufanie ponad 40 osób – wspomina Żaneta Stępa.
Wolontariusze na granicy spędzili 12 godzin. Pojawiło się zmęczenie i frustracja. W tym czasie zebrali grupę uchodźców, wśród których była między innymi kobieta z czwórką dzieci. Wyszła z domu z reklamówką. To był jej cały dobytek. Podobnie jak pozostali Ukraińcy, pozostawiła za sobą całe swoje dotychczasowe życie. Wszystko… Na miejscu zostali też mężowie, bracia, synowie i ojcowie, którzy nie mogą opuścić kraju. Zazwyczaj nie chcą tego robić.
– Podczas drogi powrotnej do Śremu w autobusie panowała przejmująca cisza. Jedna z dziewczynek odważyła się usiąść mi na kolanach. Rysowała… – wspomina ze łzami w oczach Żaneta Stępa.
Jak wygląd powrót do Śremu? Kto na nich czekał? O tym przeczytacie w e-wydaniu
Więcej znajdziesz w czwartkowym e-wydaniu!
Reklama