Oddolne obchody niemieckiej egzekucji na śremianach w Zbrudzewie
85 lat temu, 8 listopada 1939 r., Niemcy dokonali potajemnej egzekucji 12 śremian w ogrodzie Starej Strzelnicy w Zbrudzewie. W rocznicę tej tragedii śremskie środowiska patriotyczno-historyczne zorganizowały wspólny spacer z pl. 20 października do Zbrudzewa pod pomnik, a następnie tam odbyły się krótkie uroczystości.
W piątek 8 listopada o godz. 19.00 na śremskim rynku spotkały się środowiska patriotyczno-historyczne na czele z radnym powiatowym Emilem Majsnerem. Następnie kilkanaście osób przeszli ul. Poznańską, ul. Piłsudskiego, mostem Chosłowskiego i z ul. Śremskiej zeszli w alejkę prowadzącą do pomnika w miejscu egzekucji. Tam polityk z Lucin przywitał wszystkich i wyraził radość z faktu, że w tym roku przybyło więcej osób niż w poprzednich latach. Potem uczestnicy odśpiewali wszystkie zwrotki „Mazurka Dąbrowskiego”. Następnie o głos został poproszony przedstawiciel Śremskiego Instytutu Historii Wiktor Chicheł, który opowiedział o egzekucji wykonanej przez Gestapo z Jarocina na polskich obywatelach w ogrodach Starej Strzelnicy w Zbrudzewie. Przytoczył wspomnienia Bolesława Jurgi, który był świadkiem wydarzeń z przymusu, jako więzień:
„8 listopada 1939 r. z aresztowanych w śremskim więzieniu, wybrano około 10 ludzi, wydano łopaty i kilofy, i przed 10.00 wyprowadzono jak zwykle do pracy. Do tej grupy wybrano także mnie. Wachmani zaprowadzili nas tym razem szosa w kierunku Zaniemyśla do Starej Strzelnicy w Zbrudzewie. Gdy dochodziliśmy do strzelnicy zauważyłem, jak żołnierze niemieccy obstawiają teren wokół rozległego ogrodu. We wskazanym miejscu kazano nam wykopać dół na 5-6 metrów długi, szeroki na 2 i na metr głęboki. Pilnujący nas dozorcy byli poddenerwowani i ponaglali do szybszej pracy. Około południa przybył pluton młodych SSmanów, prowadząc pod karabinami 12 mężczyzn. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że wykopaliśmy grób dla następnych nieszczęśników. Wsród obecnych byli miejscowi Niemcy z całego powiatu. Może ze trzydzieści osób. Przyjechali własnymi samochodami. Poznałem Güntera z Krzyżanowa, Lehmanna z Iłówca, Mellera ze Skrobacza, Wendego z Donatowa i Hartmanna z Wójtostwa. Wszyscy mieli na sobie żółte mundury SA. Polecono nam odejść w stronę zabudowań gospodarskich oddalonych około 30 metrów i stanąć tyłem. Nie zwracano na nas jednak uwagi i raz po raz odwracając się, obserwowaliśmy egzekucję. Skazańców ustawiono po sześciu, twarzą do wykopu i na komendę padły dwie salwy z karabinów. W ostatnich chwilach przed śmiercią wznosili okrzyki: „pozdrówcie rodzinę!”, „niech żyje Polska!”. A Niemcy, Lehmann i Günther robili sobie na pamiątkę zdjęcia. Zabici powpadali do mogiły bezwładnie. Wówczas rozkazano nam poukładać ciała twarzą do ziemi i w odległości pół metra jedno od drugiego. Dających znaki życia, Niemcy, także ci miejscowi, dobijali z pistoletów. Było to coś okropnego. Byliśmy w środku i układaliśmy ciała, a kule przelatywały ze świstem obok i w każdej chwili ofiar mogło być więcej. Szczęśliwie nikt z nas nie został nawet raniony. Po obłożeniu zabitych chrustem i gałęziami zasypaliśmy grób ziemią, ale nie pozwolono usypać kopca. Do więzienia wracaliśmy przez park i bocznymi ulicami, bo strażnicy nie chcieli, aby widziano nas w mieście w ubraniach poplamionych od krwi”.
Na zakończenie przytoczył kilka hipotez na temat przyczyn tej zbrodni i dlaczego była tajna. Później odbyła się krótka dyskusja, podczas której wypowiadali się regionaliści jak Marek Pioch czy Tomasz Szymański. Potem przybyłe delegacje zapaliły znicze pod pomnikiem i minutą ciszy oddano hołd ofiarom. Obecni byli: radny powiatowy Emil Majsner, radny młodzieżowy Województwa Wielkopolskiego Kamil Majsner, Stowarzyszenie Otwarty Powiat Śremski, Towarzystwo Historyczne „Sireme” i Śremski Instytut Historii.
(fot. Wiktor Chicheł)