Antoni Nadolny – śremski żołnierz wyklęty – tajny agent „Londynu”
1 marca, w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, warto wspomnieć sylwetkę wychowanka Szkoły dla Małoletnich nr 2 w Śremie Antoniego Nadolnego, który walczył w kampanii wrześniowej przeciwko trzem wrogom, następnie przeżył obóz jeniecki wraz z ciężką pracą przymusową na terenie Niemiec, by w końcu działać w celu obalenia władzy komunistycznej w Polsce, za co go spotkało go ciężkie więzienie.
Na postać Energicznego natknąłem się przypadkiem, kiedy ze Śremskim Instytutem Historii skontaktowała się Pani Bożysława Nadolna – Robertson (w Australii figuruje jako Bo Robertson), która jest jego rodzoną córką, która wyjechała za godnym życiem w czasach Polski Rzeczpospolitej Ludowej, by prowadzić działalność naukową. Niestety, jak sama napisała, obecna Australia zaczyna pod wieloma względami przypominać jej czasy komunistyczne. Od około 3 lat pomagam pani Nadolnej upamiętniać ojca, a także zdobywać informacje na temat jego pobytu w Śremie. Kim był ten lokalny Żołnierz Wyklęty?
Antoni Nadolny urodził się 6 kwietnia 1918 roku w Starym Gostyniu, jako syn Józefa i Agnieszki z domu Woźnej. Cała rodzina była bezkompromisowo, patriotyczna – typowo dla regionu wielkopolski. Stary Gostyń opierał się germanizacji przez zaborców pruskich i rodzina zbiedniała aż do utraty całego mienia w wyniku nieprzejednanych prześladowań. W młodości Józef Nadolny był zmuszony do szukania pracy u zaborcy i wyjechał jak inni młodzi Wielkopolanie do pracy w kopalni węgla w Północnej Westfalii. Był zatrudniony jako górnik w kopalni węgla kamiennego Krup’sche Vervaltung Der Zeche ver. Salzer-Neuack, Essen Ruhr. Ożenił się w 1906 roku z siostrą kolegi górnika pochodzącego z Wonieścia, Agnieszką Woźną, i urodziły im się dwie córki, Helena i Maria. Po wypadku w kopalni pozostał niezdolny do pracy i rodzina z dwojgiem dzieci wróciła do Starego Gostynia w 1910 roku. Tam urodzili się synowie Ignacy, Ludwik, Stanisław, i Antoni.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzina Nadolnych przeniosła się do Wolsztyna żeby zapewnić dzieciom edukację. Zamieszkali na ulicy Wschowskiej 32. Antoni uczęszczał do siedmioklasowej Publicznej Szkoły Powszechnej w Wolsztynie a po jej ukończeniu w wieku 15 lat zgłosił się 01 września 1933 do Rejonowej Komendy Uzupełnień w Kościanie i został przyjęty do Szkoły Podoficerów Zawodowych Piechoty dla Małoletnich nr 2 w Śremie. Po trzech latach rygorystycznego kształcenia i nieustannych ćwiczeń ukończył Szkołę Podoficerów Piechoty i 22 sierpnia 1936 otrzymał przydział na stanowisko Instruktora do 56 pułku piechoty wielkopolskiej Wojska Polskiego II RP w Krotoszynie. 11 grudnia 1936 otrzymał awans na stopień St. Strzelca, 28 czerwca 1937 awans na stopień kaprala.
Wszyscy czterej bracia Nadolni walczyli z najazdem Niemców na Polskę. Wojna Obronna 1939 zaczęła się dla kaprala Nadolnego na trzy dni przed wypowiedzeniem wojny, kiedy to 28 września 1939 został wysłany jako dowódca drużyny z 30 żołnierzami do wzmocnienia placówki Straży Granicznej w Jutrosinie, do obrony mostu nad rzeczką Orla, pow. Krotoszyn na Środkowo-Zachodniej granicy z Niemcami. Na 1 września 1939 otrzymał przydział do baonu zapasowego 56 pp wlkp., OZ 25 DP., w stopniu kaprala i 73 pułku „Katowice”. Potem również przeciwko Armii Radzieckiej, kiedy sowieci napadli na Polskę, oraz bandom ukraińskim, które zaatakowały Polaków z trzeciej strony. Został rozbrojony i wzięty do niewoli niemieckiej, kiedy po wystrzelaniu ostatniego już naboju samotnie przedzierał się w kierunku granicy rumuńskiej w celu przegrupowania i dozbrojenia. Został osadzony w obozie dla jeńców wojennych Muehlberg nad Elbą, STSLAG IV-B, nr jeniecki 1233. Formalnie „zwolniony z niewoli”, jako jeniec wojenny został zmuszony do ciężkich robót w kopalni, przy wydobywaniu rudy żelaza w Salzgitter Erzbergbau AG (1940-1945) i przeniesiony do obozu Fallingbostel. Jako maszynista podziemnego pociągu wywoził na wózkach rudę żelaza na powierzchnię, aż do wyzwolenia przez Armię Amerykańską 10 kwietnia 1945. Po uwolnieniu z obozu został przetransportowany przez Armie Amerykańską do Hanoweru, do Sektora Armii Brytyjskiej. W Hanowerze wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Armii Polskiej sformowanej przy Armii Brytyjskiej, i jako kapral służył w mundurze Armii Brytyjskiej przy ochronie militarnych budynków i urządzeń w Polskich Kompaniach Wartowniczych – 5 Kompania w Hannover-Stocken do końca 1945.
Do Polski wrócił na Boże Narodzenie 1945, i zamieszkał u rodziców w Kargowej w ówczesnym województwie zielonogórskim. W nowym roku 1946 miał tylko 28 lat. Będąc praktycznie “bez zawodu”, ponieważ najpierw spędził sześć lat jako zawodowy żołnierz, a następne sześć lat jako jeniec wojenny, miał trudności ze znalezieniem pracy w powojennej rzeczywistości. Po powrocie do Polski nie pogodził się z okupacją Sowiecką i nie chciał wrócić do zawodu żołnierza uważając ówczesną przysięgę za zdradę ideałów Polski wolnej i niezależnej. Dlatego odmówił wstąpienia do Ludowego Wojska. Jako osoba praktycznie bez zawodu, w wieku lat 28 musiał zaczynać życie zawodowe od zera. Był zmuszony podejmować prace niskopłatne, czasem fizyczne, ale niezmiennie i wbrew namowom agitatorów odmawiał wstąpienia do będącego pod kontrolą sowiecką Wojska Polskiego, oraz do PZPR dla zapewnienia sobie lepszych stanowisk.
Ożenił się 14 listopada 1949 r. z Stanisławą Radziwońską. Zamieszkali w Kargowej. W 1952 został zwerbowany do pracy szpiegowskiej na rzecz Rządu Londyńskiego. Kierownik wywiadu polskiego nadał mu pseudonim “Energiczny” w uznaniu za jego aktywne zbieranie wartościowych informacji. Zbierał informacje o lokacjach, ruchach i manewrach wojsk radzieckich itp. Dowodem uznania dla jego pracy wywiadowczej było wysłanie dla niego przez wywiad MI6 tabletki cyjanku, „the L-Pill”, którą otrzymał około roku 1953 dla zażycia na wypadek aresztowania. Tabletki tej nie mógł użyć ponieważ w momencie aresztowania już jej nie nosił, po tym jak został poinformowany ze prawdopodobnie straciła już swoją moc po dłuższym czasie noszenia. W wyniku zdrady przez Tajnego Współpracownika UB pseudonim „Robert”, którym okazał się wżeniony w rodzinę Nadolnych Jan Miler, został aresztowany 22 kwietnia 1955 roku razem z całym rodzeństwem i osadzony w więzieniu śledczym w Warszawie, przy ul. Rakowieckiej 37 na Mokotowie. W dniu aresztowania jego żona w ósmym miesiącu ciąży była uczestnikiem brutalnej rewizji w jej domu, a malutkie dzieci były świadkami przewracania do góry nogami każdego zakamarka, w obliczu śmiertelnych gróźb ze strony ubeków w cywilu. Po dziewięciu miesiącach morderczego śledztwa, w dniach 21, 22, 23 grudnia 1955 odbyła się tajna rozprawa, w której na ławie oskarżonych zasiadło rodzeństwo Nadolnych: Antoni, Ignacy, Maria i Stanislaw oraz inni. Obrońcą z urzędu dla Nadolnego Antoniego był mec. Henryk Nowogródzki, ze specjalnej tajnej listy adwokatów współpracujących z UB i wydających wyroki uzgodnione przed rozprawą. Dnia 27 grudnia 1955 Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie skazał Antoniego Nadolnego na podwójną karę śmierci oraz utratę praw publicznych, obywatelskich praw honorowych i przepadek całego mienia. Był pierwszym skazanym na kara śmierci na którym nie wykonano egzekucji, ponieważ w ostatniej chwili prezydent Bolesław Bierut zmarł nagle, i nastąpiła amnestia. Wyrok po amnestii został zamieniony na 15 lat więzienia. Nagła utrata ojca w katastroficznych okolicznościach spowodowała u każdego dziecka niegojące się emocjonalne rany, szok, nocne koszmary i traumy na resztę życia. Pozostawiona bez środków do życia żona i czworo dzieci cierpiały bezdomność, głód, skrajna biedę.
Wyszedł z więzienia jako schorowany staruszek w 1965 r. Z wielkimi trudami po długich upokarzających poszukiwaniach znalazł nareszcie pracę jako kreślarz maszynowy, dzięki czemu miał przez około dziesięć lat satysfakcję z zarabiania na siebie i rodzinę. Przez 20 lat po wyjściu z więzienia był systematycznie inwigilowany, podstępnie przesłuchiwany przez podstawionych kapusiów i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Jego wyrok został unieważniony w 1992 roku. Otrzymał odszkodowanie za skazanie i więzienie, kiedy już miał 77 lat. Kupił dom, i miał nadzieję ze spędzi ostanie lata swojego życia w spokoju i zwykłym szczęściu rodzinnym, którego najbardziej mu w życiu brakowało. Niestety, do tego domu wprowadził się zięć ze swoimi dziećmi. Ten mężczyzna wżenił się po wyroku sądowym w ich rodzinę, kiedy to z premedytacją spowodował nieletnią ciążę u najmłodszej córki, która była wówczas w szkole, w internacie, żeby uniknąć służby wojskowej. I tak staruszkowie na emeryturze musieli utrzymywać nie tylko jego dziecko, ale również i jego, bo do pracy nie miał wielkiego zainteresowania. Do szkoły też nie miał ochoty uczęszczać, choć Nadolni opłacili dla niego Szkołę Zawodową, ale opuścił ją samowolnie nie zaliczając nawet drugiej klasy. Antoni Nadolny długo spłacał koszta tej szkoły, równocześnie utrzymując jego osobą. Kiedy jego teść otrzymał odszkodowanie za lata prześladowań i najcięższych więzień komunistycznych, ten fałszywy zięć, próbował sprowokować u staruszka z nadwątlonym torturami zdrowiem nagłą smierć w nadziei na odziedziczenie wszystkich pieniędzy (sic!).
Udając zainteresowanie przeżyciami więziennymi, następnie zaczął wyszydzać jego męczeństwo, wyśmiewał jego rzekomą „głupotę” poświęcenia własnej rodziny dla rzekomej „chwały”, zdeptał Jego godność i patriotyczne poświęcenie. Następnie Antoni Nadolny planował podział pieniędzy z odszkodowania pomiędzy wszystkie swoje czworo dzieci, zięć momentalnie zorganizował kupno wspólnego domu i pewnego dnia podjechał pod ich dom w Kargowej, zmuszając do nagłej przeprowadzki. Wprowadził ich do niewykończonego lokum, za który musieli zapłacić i przez następne lata pod najróżniejszymi pozorami naprawiać i remontować domu. Jednak te pieniądze odkładał na swoje tajne konto bankowe. Wyciągał od nich również pieniądze pod pozorem „pożyczek”, których nigdy nie zwracał, na zakup coraz to nowych kamer i sprzętu do filmowania dla swojego zakładu filmowania wesel. To za pieniądze rodziny Nadolnych kupował kamery i sprzęt do filmowania wesel. Najnowszym sprzętem kamer, mikrofonów, oświetlenia, kupionego za pieniądze z odszkodowania i od rodziny mieszkającej w USA, nagrywał wesela, chrzciny i różne okazje. Na usilne prośby córki Antoniego Nadolnego mieszkającej w Australii, nagrał wspomnienia wojenne i więzienne swojego teścia. Ale tych kaset nie wysłał rodzinie, ani nie oddał do żadnego muzeum – zniszczył je z premedytacją. „Wielki wolsztyński kamerzysta weselny”, jak nazywa go Pani Bożysława, nie pozostawił po bohaterskiej rodzinie Nadolnych ani jednego nagrania. Antoni zmarł schorowany i częściowo sparaliżowany 29 sierpnia 2004 roku w Niałku Wielkim pod Wolsztynem, mając 86 lat.
Po śmierci swoich dobroczyńców wyrzucił ich córkę – swoją własną żonę, z domu, który oni kupili i który remontował za ich pieniądze – zmienił zamki, zamknął wspólne konto bankowe, zostawiajac ją bez grosza po 36 latach małżeństwa. Natomiast sprowadził konkubinę, wniósł pozew o rozwód, a własną żonę, matkę jego dzieci, wychowanych przez staruszków od niemowlęctwa, skazał na bezdomność bez środków do życia. Jego córka, wnuczka wychowana przez Stanisławę i Antoniego Nadolnych od niemowlęctwa, stała murem przy swoim niegodnym ojcu, odmawiając własnej matce wstępu do jej własnego domu!