Śmieci w sieci – czyli codzienne problemy Śremskich Wodociągów
Tysiące kilometrów rur
Reklama

Kanalizacja sanitarna wije się pod naszymi nogami i swoim zasięgiem obejmuje tysiące kilometrów rur o różnych średnicach, które prowadzą do oczyszczalni, gdzie ścieki podlegają oczyszczeniu, aby woda mogła wrócić do naturalnego środowiska. By wszystko to funkcjonowało, jak w zegarku, wykonywane są dziesiątki czynności eksploatacyjnych.
Dużym problemem jest niewłaściwe użytkowanie systemu, poprzez wrzucanie do toalet przedmiotów, które nie powinny tam trafić. Ich miejsce jest w koszu na śmieci i dalej na wysypisku, a nie w miejskiej sieci kanalizacyjnej. Przyłącza kanalizacyjne zapychane są najczęściej środkami higieny osobistej.
Kłopotliwe zatory na sieci
Do najczęstszych usterek nalezą zatory, które powstają poprzez zaśmiecanie sieci. W efekcie konieczna jest interwencja mechaniczne, nierzadko z wykorzystaniem specjalistycznego sprzętu – a to kosztuje. Trudno znaleźć winowajcę, więc koszty ponoszone przez Śremskie Wodociągi przerzucane są na wszystkich klientów firmy, a więc na mieszkańców podłączonych do sieci kanalizacyjnej. Każdy zator lub awaria przepompowni ścieków spowodowane zaśmieceniem sieci kanalizacyjnej to konieczność wyjazdu brygady monterów wod-kan wraz ze specjalistycznym sprzętem.
Nie dziwi więc, że od czasu do czasu miejska spółka wodociągowa w swoich kanałach społecznościowych prezentuje „skarby”, jakie znajduje podczas usuwania awarii spowodowanych zatorami.
Tym razem spółka usuwała awarie w Nochowie, Zbrudzewie – na nowym osiedlu oraz w Śremie na ul. Krótkiej. Każdorazowo była ona spowodowana odpadami, które mieszkańcy postanowili spuścić w sedesie.
„Przypominamy, że sedes to nie kosz na śmieci” – informuje spółka.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.