Stan wojenny dla trzech śremian oznaczał dosłowną niewolę

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku rozpoczęły się, na terenie całego kraju, zatrzymania działaczy „Solidarności”. W najbliższym regionie internowano ponad 400 osób, wśród internowanych byli również śremscy działacze Komitetu Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” ze śremskiej odlewni – Jacek Nowaczyński, Marian Piątek oraz Zenon Ratajczak. Osoby internowane z Wielkopolski osadzane były m.in. w Gębarzewie, także śremianie.
Stan wojenny – co to było?
Reklama

Stan wojenny w Polsce w latach 1981–1983 to był stan nadzwyczajny wprowadzony 13 grudnia 1981 roku na terenie całej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, niezgodny z Konstytucją PRL. Został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a zniesiono go 22 lipca 1983 roku. W trakcie jego trwania internowano łącznie 10 131 działaczy związanych z „Solidarnością”, a życie straciło około 40 osób, w tym 9 górników z kopalni „Wujek” podczas pacyfikacji strajku. Wśród internowanych byli również śremscy działacze Komitetu Niezależnego Związku Zawodowego „Solidarność” ze śremskiej odlewni – Jacek Nowaczyński, Marian Piątek oraz Zenon Ratajczak. Cała trójka była określana jako „elementy antysocjalistyczne” – zagrażali bowiem swoją działalnością porządkowi publicznemu – tak ówczesne władze państwa interpretowały ich patriotyczne zachowanie.

Aresztowanie śremian
Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego, czyli w nocy z 12 na 13 grudnia aresztowani zostali natomiast Marian Piątek i Zenon Ratajczak. Wtedy do Odlewni wtargnęli agenci Służby Bezpieczeństwa, którzy zatrzymali pełniącego nocny dyżur Piątka. Natomiast u Zenona Ratajczaka do jego drzwi zapukała milicja. Młodszy syn, który usłyszał pukanie, wyskoczył z łóżka i otworzył drzwi. Powiedział: „Tata, milicja”. Stojący obok milicjanta SB-cy pchnęli drzwi i weszli do mieszkania. W momencie wychodzenia z bloku Ratajczak zauważył, że był on cały obstawiony, zupełnie jakby bano się jego ucieczki. Nic nie wiedział o stanie wojennym, ponieważ go komuniści okłamywali. Z tego powodu, że pracy związkowej dużo jeździł (Leszno, Wrocław, Gorzów) i przywoził prasę, materiały związkowe i znał wielu związkowców, powiedzieli mu, że gdzieś w okolicy był wypadek, mają ofiary śmiertelne i chodzi o to, żeby pomóc im zidentyfikować ofiary, bo to może są związkowcy. W pierwszej kolejności śremskiego związkowca przewieziono na komendę milicji w Śremie. Tam został zamknięty w pokoju z telewizorem. Po pewnym czasie wszedł jeden z milicjantów, włączył telewizor i powiedział, żeby posłuchał przemówienia gen. Jaruzelski – i tak o wszystkim się dowiedziałem. Po kilku godzinach zabrali mnie, zakutego w kajdany, do samochodu osobowego w towarzystwie bezpieczniaka z Poznania i milicjanta ze Śremu. Jego rodzina szybko dowiedziała się o jego aresztowaniu. Milicjant, który przewoził go do Poznania, dał znać swojemu bratu, który z kolei przekazał informacje żonie pana Zenona.
Jacek Nowaczyński, współzałożyciel Komitetu Niezależnego Związku Zawodowego „Solidarność” w Odlewni w Śremie, został aresztowany w nocy z 13 na 14 grudnia. Do domu wtargnęło sześciu funkcjonariuszy.
„Śmierdzący wódką cywil, który ze mną rozmawiał, spytał, gdzie moja żona. A ja jakby przeczuwając, co mnie czeka, wywiozłem ją ze Śremu: była w ciąży. Chcieli klucze od mieszkania, kazali się ubierać, początkowo nie chciałem. Cały czas domagałem się nakazu aresztowania. „Jedziecie na wczasy, a dokąd to zobaczycie” – usłyszałem. Wtedy zwróciłem się do milicjantów Śremskich z pytaniem: „Za co mnie aresztujecie? ” Kazali mi się zamknąć i ubierać się. Nadal się upierałem, twierdząc, że to bezprawie. Wtedy jeden z cywilów wyjął pistolet i zaczął mnie nim straszyć. To poskutkowało. Ubrałem się, zakuto mnie w kajdany i zawieziono na komendę śremską. Tam kazali się rozebrać do naga i zabrano rzeczy osobiste. Następnie kazali się ubrać, znowuż mnie skuli i zaprowadzili do „suki”. Akt internowania otrzymałem dopiero w Gębarzewie, gdy minął okres dwóch tygodni, czyli czas, gdzie można było się jeszcze odwołać”.
– wspominał Nowaczyński.
Pomiędzy Śremem a Gębarzewem, odwieźli go do Poznania przy ul. Kochanowskiego.
Niektóre zarzuty były kuriozalne, a to wszystko przez zagorzałego członka Komitetu Zakładowego PZPR przy Odlewni Żeliwa. Wynika to z przesłuchania Mariana Piątka oraz Zenona Ratajczaka przez SBeka, który wypomniał mu, że ma zamiar zaatakować nożami komunistów. Nawiązywał do wcześniejszych rozmów dygnitarza partyjnego z Piątkiem oraz Ratajczakiem, którzy robili w zakładzie noże na swój użytek. To właśnie ten wątek wszystko wyjaśnia. Pracownicy robili w Odlewni noże na własny użytek, ponieważ w sklepach porządnego noża nie dało się kupić. Był taki jeden działacz PZPR, który to stale to obserwował. Ratajczak robił sobie „jaja” i mu nagadał, że szykują się na partyjnych. Natomiast Marian Piątek na pytanie komunisty, dlaczego było ich aż tyle, zażartował, iż będą używać ich do obrony przed „czerwonymi”, gdy wprowadzą stan wyjątkowy. Widocznie ten albo nie znał się na żartach, albo to tylko pokazuje, jak bardzo kolaboranci Sowietów bali się „antykomuny”. Komunista wszystko to doniósł Służbie Bezpieczeństwa i tak próba przygotowania do jakiegoś powstania – znalazła się w aktach. Nowaczyńskiemu także mówili, że partyjnych chcieli wieszać na Odlewni, że jakieś dzidy szykowali i listy proskrypcyjne członków PZPR.
„Aż do końca grudnia nie wiedzieliśmy, dokąd został wywieziony nasz ojciec. W podobnej sytuacji znalazła się rodzina Zenona Ratajczaka, a później także bliscy Jacka Nowaczyńskiego i Włodzimierza Szymańskiego. W tamtym czasie moja siostra Elżbieta pracowała w Urzędzie Miejskim i próbowała dowiedzieć się, gdzie znajduje się nasz tata. Niestety, dosyć szybko musiała pożegnać się z pracą”
– tak wspominał tamten okres syn Mariana Piątka – Robert.


Obóz internowania w Gębarzewie
W końcu nasi bohaterowie trafili na internowanie. Ośrodek Odosobnienia dla Internowanych w Gębarzewie pod Gnieznem powstał na mocy Zarządzenia nr 50/81/CZZK Min. Sprawiedliwości z 13 XII 1981 r., został zorganizowany w istniejącym od 1978 r. Zakładu Karnego w Gębarzewie (wcześniej oddziału zewnętrznego Aresztu Śledczego w Gnieźnie). Podstawę prawną do utworzenia Ośrodków Odosobnienia (powszechnie nazywanych obozami wzgl. ośrodkami internowania) stanowiły przepisy dekretu Rady Państwa PRL z dn. 12 grudnia 1981 r. o stanie wojennym (Dz.U. PRL 1981, nr 29, poz. 154). Komendantem ośrodka był mjr Aleksander Urban, zastępcą mjr Mołdawa, następnie mjr Edward Gogulski. W ośrodku przebywali internowani działacze „Solidarności” z Wielkopolski. Internowani nosili własną odzież, mogli otrzymywać paczki z ubraniami, bieliznę dostawali od administracji. Każdy z internowanych został formalnie objęty opieką medyczną, chorych leczono na miejscu w obozie w Gębarzewie, w szpitalu w Gnieźnie lub w szpitalu wojewódzkim w Poznaniu.

Odwiedziny w więzieniu
W stanie wojennym Anna Piątek z pomocą Tadeusza Gawareckiego odwiedzała męża podczas internowania. Natomiast Jackowi Nowaczyńskiemu nie przekazywano wieści o ciężarnej żonie, mimo próśb i dopiero na przepustce 1 maja zobaczył ukochaną i nowo narodzoną córeczkę.
Zenon Ratajczak opowiadał o odwiedzinach następująco:
„Odwiedziła mnie córka, innym razem syn, ten, który jest teraz misjonarzem. Ale opowiem o wizycie żony. W jednym pokoju nas rewidowano, w drugim spotykaliśmy się i mogliśmy rozmawiać. Cały czas w obecności strażnika. Żona przywiozła dokumenty o kopalni Wujek i mi je przekazała. Oczywiście myśleliśmy, że strażnik tego nie widzi. Zresztą częstowaliśmy go, uśmiechał się; jak człowiek. Jak tylko odprowadził mnie na blok, gwałtownie popchnął, zrobił mi rewizję i znalazł to, co dostałem. Jeszcze przed zwolnieniem mówili mi, że gdyby żona nie przywoziła „bibuły”, to zostałbym wcześniej zwolniony. Takie SB-ckie gadanie”.
– wspominał antykomunista.
Gorzki epilog
Trójka śremian wracała w różnych terminach na „wolność”. Byli prześladowani przez Służbę Bezpieczeństwa, a dalsza praca w Odlewni była niemożliwa. Udawało się tylko zarabiać dorywczo lub u znajomych. Jednak nigdy tego nie żałowali. Po kilku latach przyszła transformacja i wszystko miało iść ku lepszemu. A jak tę uzyskaną „wolność” oceniali po latach. Najlepiej wyraża to wypowiedź Jacka Nowaczyńskiego z 2014 roku:
„Oszukano nas. Wielu poszło na układy z komuną. To są grzechy, w których my nie zawiniliśmy. Oni sprawili to, że doszło do obrad okrągłego stołu. Nikt z pierwszej Solidarności tego nie chciał. Jaruzelski wprowadził stan wojenny i skłócił Solidarność. Pierwsza Solidarność to było coś pięknego, ludzie sobie pomagali, choć wzajemnie się nie znali”.
– gorzko podsumował opozycjonista.

Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.